Never mind the Pollock here’s Witold Stelmachniewicz
Tytuł wystawy, będący żartobliwym przekształceniem tytułu kanonicznej płyty punkowego zespołu, z jednej strony bazuje na skojarzeniu brzmieniowym: Bollocks – Pollock, z drugiej zaś, w pełnym brzmieniu, pozornie deprecjonuje amerykańskiego abstrakcjonistę (never mind the Pollock). Nieco ludyczna tytułowa gra słów zwraca zatem uwagę nie tylko na to jak artysta maluje, ale nade wszystko co maluje, na gatunkowy ciężar przedstawianych treści.
Głównym obszarem zainteresowań twórczych Witolda Stelmachniewicza jest bowiem wizualizacja grozy oraz dramatu człowieka jako zbiorowości, ale także indywiduum. Artysta z zapałem tropi przeróżne dramatyczne historie. Nie zawsze są to jednak dziejowe fakty. Jako malarz czasu postprawdy tworzy niekiedy obrazy, które nieuważnego widza mogą wprowadzić w błąd. Zaciera się w nich granica pomiędzy prawdą a fikcją. Najczęściej jednak sięga po wydarzenia, które miały miejsce i osoby, które rzeczywiście istniały. Na wystawie w lubelskiej Uniwersyteckiej Galerii Sztuki UMCS przeplatają się wątki zaczerpnięte z rzeczywistości z zapożyczeniami kulturowymi. Zestawienia te unaoczniają jak dalece świadomość współczesnego człowieka kształtowana jest przez media.
To druga wystawa indywidualna Witolda Stelmachniewicza w Lublinie po ponad dziesięcioletniej przerwie. W 2012 roku w nieistniejącej już Galerii Zajezdnia malarz prezentował wystawę ALTERSTIL zawierającą zbiór czarnobiałych, fotorealistycznych płócien z motywami pochodzącymi ze znanych filmów Leni Riefenstahl. Nie zawierały one wtedy jeszcze warstwy ekspresyjnej malatury, tak obecnie dla autora charakterystycznej, ale to właśnie te obrazy Stelmachniewicz poddał swoistemu malarskiemu updatowi zapoczątkowując tym samym nowy rozdział w swojej twórczości.
Na obecnej wystawie obrazy stanowią rodzaj linearnej narracji wizualnej, a raczej ciąg kilku mikronarracji zaczynający się płótnem zawierającym słowo REDRUM zaczerpnięte z kultowego horroru Stanleya Kubricka Lśnienie. Podobnie jak w filmie jest tu ono zapowiedzią, swoistą antycypacją treści zawartych w kolejnych pracach. Serię zamyka najnowsza praca, czysta forma malarska powstała bezpośrednio na oryginalnym winylu tytułowej płyty zespołu Sex Pistols. Grupując obrazy artysta osiąga dodatkowy, nie planowany wcześniej efekt znaczeniowy. Na przykład zestawienie podobnej wielkości obrazów nawiązujących do holokaustu i pogromów o niewinnych tytułach: Mały biały domek i Płonie stodoła z portretem Dartha Vadera (Dawid Prowse), czarnej postaci popularnej sagi science fiction powoduje, że ten ostatni jest natychmiast przez odbiorców identyfikowany, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, których tytuły są dla widza równie niejednoznaczne co malarskie przedstawienia motywu małego krematorium i płonącej w oddali stodoły. Zainteresowania filmowe, fotograficzne i muzyczne uwidoczniły się wyraźnie w kolejnym zestawie trzech zróżnicowanych formatowo płócien. Horror szoł to na pierwszy rzut oka obraz czysto abstrakcyjny, jednak po chwili pod gęstwiną ekspresyjnych gestów widać filmowy cytat. To Alex, główny bohater kultowej Mechanicznej pomarańczy, wykreowany przez Anthony’ego Burgessa, który jako przywódca młodocianego gangu został zatrzymany i poddany dość osobliwej resocjalizacji. Na wystawie zmuszony jest do patrzenia na kolejne dwa obrazy. Ten pierwszy (Pracuj i jedz) to motyw zaczerpnięty z fotografii Weegee’ego (Man eating hot dog at circus,1943), który uchwycił moment karmienia hotdogiem na widowni nowojorskiego Madison Square Garden. Można powiedzieć dość zabawna scenka rodzajowa, ale ukazująca amerykańską codzienność czasu, który w Europie nie był już tak beztroski. Kolejny, największy formatowo obraz na wystawie Bez tytułu powstał także na podstawie znanej fotografii Malcolma Browne’a przedstawiającej moment samospalenia buddyjskiego mnicha Thích Quảng Ðứca jako drastycznego protestu przeciwko prześladowaniom buddyzmu w Wietnamie Południowym przez rząd katolickiego prezydenta Ngô Đình Diệma. Fragment tej fotografii znalazł się także na okładce jednej z płyt zespołu Rage Against The Machine. Samospalenie to najradykalniejsza forma wyrażenia przez jednostkę niezgody na rzeczywistość polityczną, zazwyczaj dyktaturę, której emblematyczne przypadki maiły również miejsce w Europie, także w Polsce. Połączenie tych prac można traktować jako krytykę dość jednostronnych relacji tzw. Zachodu z biedniejszą częścią świata, ale też jako apel do każdego z osobna, nawoływanie do samoświadomości i dążenia do prawdy.
Jedna ze ścian galerii skupia kolekcję portretów „celebrytów” różnych profesji: Kinski, Mann, Churchill, Heidegger i najnowszy Stravinsky. Artysta ma w swoim dorobku więcej podobnych przedstawień, ale już ten wybór wskazuje na to, jak szerokie jest pole jego zainteresowań i obszarów, w których poszukuje inspiracji.
Doświadczenie obcowania z oryginałami obrazów Witolda Stelmachniewicza ujawnia także pewien formalny ich aspekt, a mianowicie paletę barwną. W zdecydowanej większości prace utrzymane są w ciemnej, mrocznej tonacji co doskonale współgra z elementami przestrzeni wystawienniczej. Jednocześnie mimo, że barw chromatycznych jest niewiele to paradoksalnie stają się one niezwykle widoczne i ważne. Dla wrażliwego oka to wielka wizualna i estetyczna uczta, która podejrzewam jest kolejną pułapką, świadomie lub nie, zastawioną przez autora dla odbiorcy, który nie powinien poprzestawać na samym zachwycie malarską formą. Aby dotrzeć do zawartych w obrazach treści widz musi wykonać pewien wysiłek. Nie są to bowiem obrazy o punkowej dosadności i bezpośredniości przekazu, choć sama malatura może za taką uchodzić.
Sławomir Toman